Dostępność to nie tylko podjazdy, odpowiedni kontrast na stronie internetowej czy audiodeskrypcje. To nie tylko systemy wspomagające, pętle indukcyjne i windy. To wszystko jest ważne, ale zanim przejdziemy do rozwiązań technicznych, warto zatrzymać się na chwilę i zadać sobie pytanie: jak mówimy? Jak się komunikujemy? Bo dostępność zaczyna się dużo wcześniej, od języka.
Język, jakim opisujemy osoby z niepełnosprawnościami, kształtuje sposób, w jaki je postrzegamy. To nie jest tylko kwestia poprawności politycznej. To kwestia szacunku, empatii i świadomości. Słowa mają znaczenie. Budują rzeczywistość albo ją ograniczają.
Dlatego nie mówimy kaleka, nie mówimy inwalida. To określenia, które redukują człowieka do jego ograniczeń, zamiast dostrzegać go jako pełną, złożoną osobę. Mówimy: osoba z niepełnosprawnością, osoba ze szczególnymi potrzebami, osoba z ograniczoną mobilnością, osoba niewidoma, osoba głucha. Najpierw widzimy człowieka, dopiero potem jego potrzeby. To pierwszy krok do prawdziwej inkluzyjności.
Język nie tylko opisuje świat. On go tworzy. Jeśli zaczniemy mówić z szacunkiem, uważnością i odpowiedzialnością, to z czasem zaczniemy też inaczej działać. Będziemy bardziej otwarci na różnorodność i bardziej wrażliwi na potrzeby innych.
Dopiero potem przychodzi czas na audyt dostępności. Zastanawiamy się, co trzeba poprawić w przestrzeni publicznej, w usługach, w komunikacji cyfrowej i bezpośredniej. Do kogo mówimy? Czy każdy może nas zrozumieć? Czy nasze działania są czytelne, intuicyjne i komfortowe dla wszystkich, niezależnie od ich sytuacji?
To właśnie język otwiera tę drogę. Bo dostępność zaczyna się od języka. I to od nas zależy, czy będzie on barierą czy mostem. Twórzmy świat, w którym każdy może się odnaleźć, być sobą i czuć się zauważony.